Po proteście w Spirze i wyznaniu wiary w Augsburgu, co było wielkim zwycięstwem reformacji w Niemczech, nastąpiły długie lata mroku i walki. Protestantyzm, osłabiony przez wewnętrzne konflikty i atakowany wciąż przez potężnych wrogów, zdawał się zmierzać ku zagładzie. Tysiące wiernych przypieczętowały swe świadectwo krwią. Wybuchały wojny domowe, sprawę reformacji zdradził jeden z jej przywódców. Najszlachetniejsi z protestanckich książąt wpadli w ręce cesarza i jako więźniowie prowadzeni byli od miasta do miasta. Lecz w momencie pozornego triumfu cesarz poniósł dotkliwą porażkę. Zrozumiał, że zdobycz wciąż wyrywa mu się z ręki i w końcu zmuszony został do zagwarantowania wolności naukom, których zniszczenie było celem jego życia. Do zmiażdżenia herezji zaangażował wszystko — swoje państwo, skarby, a nawet życie. Teraz ujrzał swoją armię wykruszoną w bojach, wyczerpany skarbiec i bunty grożące wielu prowincjom świata, podczas gdy wiara, którą na próżno starał się zgnieść, szerzyła się coraz dalej. Karol V walczył przeciwko Najwyższemu. Bóg powiedział: „Niech się stanie światłość”, a cesarz chciał pozostawić swe państwo w ciemności. Nie zrealizował jednak swego celu. Przedwcześnie zestarzały, wyczerpany długą walką zrzekł się tronu i wstąpił do klasztoru, gdzie dwa lata później zmarł. WB17 130.1
W Szwajcarii, podobnie jak w Niemczech, nastały dla reformacji ciężkie dni. Podczas gdy wiele kantonów przyjęło protestancką wiarę, inne z uporem trzymały się wyznania rzymskiego prześladując tych, którzy przyjęli lub chcieli przyjąć prawdę. Doprowadziło to w końcu do wojny domowej. Zwingli i wielu innych, którzy przyłączyli się do reformacji, zginęli pod Kappel, a Oekolampadius pod ciężarem tych nieszczęść zmarł nieDługo potem. Rzym triumfował i zdawało się, że to, co w wielu miejscach stracił, teraz ponownie odzyskał. Lecz Ten, którego plany istnieją od wieków, nie zaniechał swej sprawy, ani swego ludu. Wyciągnął ramię, aby przynieść ratunek. Powołał w innych krajach pracowników, którzy mieli dalej prowadzić dzieło reformacji. WB17 130.2
Zanim Luter został reformatorem, we Francji zaczął świtać już dzień. Jednym z pierwszych, który otrzymał i przekazał innym światło prawdy, był Lefevre, człowiek o wielkiej wiedzy, profesor uniwersytetu w Paryżu, a także gorliwy zwolennik papiestwa. W trakcie badań nad literaturą starożytną zwrócił swoją uwagę na Biblię i wraz ze swymi uczniami zaczął ją studiować. WB17 131.1
Lefevre był gorliwym czcicielem świętych i zamierzał opracować ich historię, a także dzieje męczenników, zebrane z legend Kościoła. Zadanie to wymagało wiele trudu. Gdy wykonał już większą część pracy, przyszło mu na myśl, że Biblia może dostarczyć cennego materiału; zaczął ją więc w tym celu studiować. Istotnie, znalazł w niej opisy świętych, ale nie takich, jakich przedstawiał Kościół rzymski w swoim kalendarzu. Fala Bożego światła rozjaśniła jego umysł. Zdumiony z niesmakiem porzucił swą zamierzoną pracę i poświęcił się badaniu Słowa Bożego. Odnalezione w nim cudowne prawdy wkrótce zaczął głosić publicznie. WB17 131.2
Nim Luter i Zwingli rozpoczęli dzieło reformacji, Lefevre pisał w roku 1512: „To Bóg jest tym, który, dzięki naszej wierze, daje nam sprawiedliwość, która przez łaskę usprawiedliwia nas do życia wiecznego” (Wylie, XIII, 1). Zagłębiwszy się w tajemnice zbawienia wołał: „Co za wspaniała zmiana: Bezgrzeszny zostaje skazany, a winny jest uwolniony od kary. Błogosławiony zostaje przeklęty, a przeklętego się błogosławi. Żyjący umiera, a martwy otrzymuje życie. Chwała jest okryta hańbą, a zhańbiony dostępuje czci” (D’Aubigné, XII, 2). WB17 131.3
Ucząc, że chwała należna jest tylko Bogu, podkreślał jednocześnie, że obowiązkiem człowieka jest posłuszeństwo. „Jeżeli należysz do Kościoła Chrystusowego — mówił — jesteś członkiem Jego ciała. Natomiast jeśli należysz do Jego ciała, napełniony jesteś boską naturą (...). O, gdyby wszyscy ludzie zrozumieli tylko ten przywilej, żyliby w czystości i świętości i gardziliby chwałą tego świata, która jest niczym wobec wspaniałości wewnątrz nich, tej wspaniałości, która jest ukryta przed wzrokiem cielesnym” (tamże, XII, 2). WB17 131.4
Wśród uczniów Lefevre’a byli tacy, którzy gorliwie przysłuchiwali się słowom swego profesora i którzy, gdy głos jego zamilkł, sami dalej głosili prawdę. Do nich należał Wilhelm Farel. Będąc synem bogobojnych rodziców, skrupulatnie wychowany w wierze Kościoła rzymskiego, mógłby jak apostoł Paweł, powiedzieć o sobie: „Żyłem według naszego najsurowszego stronnictwa religijnego, jako faryzeusz” (Dz 26,5). Był oddanym zwolennikiem Rzymu i gotów był zniszczyć każdego, kto ośmieliłby się wystąpić przeciw Kościołowi. „Zgrzytałem zębami jak wściekły wilk — mówił później o tym okresie swego życia — gdziekolwiek wypowiadano się przeciwko papieżowi” (Wylie, XIII, 2). Był niestrudzony w swej czci dla świętych i wraz z Lefevrem obchodził wszystkie Kościoły Paryża, modląc się przy każdym ołtarzu i składając dary przy relikwiach. Lecz ta zewnętrzna pobożność nie mogła mu dać wewnętrznego spokoju. Pomimo wszystkich praktyk pokutnych, jakie stosował, nie mógł się pozbyć świadomości grzechu. Jak głosu z nieba słuchał słów reformatora: „Zbawienie jest z łaski. Niewinny został potępiony, zaś grzesznik — uwolniony od winy. Jedynie krzyż Chrystusa otwiera niebo i zamyka wrota piekieł” (tamże, XIII, 2). WB17 131.5
Farel z radością przyjął prawdę. Nawróciwszy się, podobnie jak apostoł Paweł porzucił jarzmo tradycji, a przyjął wolność dzieci Bożych. „Z drapieżnego wilka szukającego ofiary stał się łagodnym jagnięciem o sercu oddanym, po odrzuceniu papieża, Jezusowi Chrystusowi” (D’Aubigne, XII, 3). WB17 131.6
Podczas gdy Lefevre ciągle jeszcze szerzył światło ewangelii wśród swych studentów, Farel, tak samo oddany sprawie Chrystusa, jak dawniej sprawie papieża, zaczął głosić prawdę publicznie. Wkrótce przyłączył się do nich jeden z dostojników Kościoła, mianowicie biskup Briçonnet z Meaux, a także inni nauczyciele, cieszący się uznaniem i szacunkiem z powodu swej głębokiej wiedzy. Niebawem zdobyli oni wielu zwolenników pochodzących ze wszystkich stanów: od rzemieślników i chłopów, nawet do pałacu samego króla. Zreformowaną wiarę przyjęła siostra panującego wówczas Franciszka I. Sam król i jego matka przez pewien czas życzliwie odnosili się do nowej wiary, a reformatorzy z nadzieją oczekiwali dnia, kiedy Francja zostanie pozyskana dla ewangelii. WB17 132.1
Niestety, nadzieje te nie miały się spełnić. Na uczniów Chrystusa czekały próby i prześla-dowania, choć na razie jeszcze nic o tym nie wiedzieli. Nastąpił czas spokoju, by mogli zgromadzić siły, które pozwolą im przetrwać nadciągającą burzę. Reformacja szybko postępowała naprzód. Biskup z Meaux gorliwie pracował w swej diecezji, nauczając duchownych i lud. Usuwał niedouczonych i niemoralnych księży, zastępując ich, w miarę możliwości, ludźmi wykształconymi i pobożnymi. Briçonnet bardzo pragnął, ażeby jego ludzie sami mieli dostęp do Słowa Bożego i wkrótce ten cel zrealizował. Lefevre podjął się przetłumaczenia Nowego Testamentu i w tym samym czasie, kiedy niemiecka Biblia, przełożona przez Lutra, opuszczała drukarnię w Wittenberdze, w Meaux wydano francuski przekład Nowego Testamentu. Biskup nie szczędził ani wysiłków, ani wydatków, by go rozpowszechniać w swoich parafiach i wkrótce chłopi z Meaux posiadali Pismo Święte. WB17 132.2
Jak omdlewający z pragnienia wędrowiec z radością wita orzeźwiające źródło wody, tak ludzie ci przyjmowali z radością wieść nieba. Wieśniacy na polu, a rzemieślnicy w warsztatach pocieszali się w swym codziennym znoju rozmowami o cudownych prawdach Biblii. Wieczorami, zamiast iść do gospody, zbierali się w mieszkaniach, by wspólnie czytać Słowo Boże, modlić się i chwalić Boga w pieśniach. Wkrótce w takich gminach pojawiły się ogromne zmiany. Choć ciężko pracujący i niewykształceni chłopi należeli do najuboższej warstwy społeczeństwa, w ich życiu widoczna była odradzająca moc łaski Bożej. Pokorni, miłujący się i uświęceni byli świadkami tego, co ewangelia może zdziałać dla tych, którzy ją szczerze przyjmują. WB17 132.3
Zapalone w Meaux światło docierało daleko. Każdego dnia rosła liczba nowo nawróconych. Wściekłość duchowieństwa hamował przez pewien czas król, gardzący bezdusznym i ślepym fanatyzmem mnichów; w końcu jednak papiescy przywódcy uzyskali przewagę. Wzniesiono stosy. Biskup z Meaux, zmuszony do wyboru między ogniem a odwołaniem swych nauk, wybrał łatwiejszą drogę. Jednak pomimo upadku swego przywódcy, jego trzoda pozostała wierna. Wielu w płomieniach złożyło świadectwo prawdzie. Swą odwagą i wiernością przemawiali ci wierni chrześcijanie spośród płonącego stosu do tysięcy ludzi, którzy w czasie pokoju nigdy by takiego świadectwa nie otrzymali. WB17 133.1
Wielu w płomieniach złożyło świadectwo prawdzie. Swą odwagą i wiernością przemawiali ci wierni chrześcijanie spośród płonącego stosu do tysięcy ludzi, którzy w czasie pokoju nigdy by takiego świadectwa nie otrzymali.
Nie tylko biedni i mali mieli odwagę wśród szyderstw i cierpień świadczyć o Chrystusie. Także w salach książęcych zamków i pałaców znaleźli się szlachetni ludzie, dla których prawda miała większą wartość niż bogactwo, a nawet życie. Często zbroja rycerska kryła bardziej wzniosłego i mocnego ducha, niż biskupi płaszcz i mitra. Ludwik de Berquin, dzielny i dworny ry-cerz, szlachetnego pochodzenia, o wysokiej moralności i gładkich obyczajach oraz poświęcony studiom, „był —jak mówił pewien pisarz — gorliwym wyznawcą wszelkich papieskich postanowień. Bywał obecny na wszystkich mszach i kazaniach (...) a koroną wszystkich jego cnót był szczególny wstręt do Lutra i reformacji”. Ale podobnie jak wielu innych, których opatrzność Boża doprowadziła do Biblii, ze zdziwieniem znalazł on w niej „nie doktryny Rzymu, lecz nauki Lutra” (Wylie, XIII, 9). Odtąd poświęcił się bez reszty sprawie ewangelii. WB17 133.2
Wielu uważało Berquina za reformatora Francji z powodu jego wspaniałej elokwencji, nieposkromionej odwagi, bohaterskiej gorliwości oraz wpływu na dworze króla, którego był faworytem. Według Bezy „Berquin byłby drugim Lutrem, gdyby znalazł we Franciszku I drugiego elektora”. Ale zwolennicy papiestwa zakrzyczeli go twierdząc, że „jest on o wiele gorszy od Lutra!” (tamże, XIII, 9). We Francji groziło mu o wiele większe niebezpieczeństwo ze strony zwolenników Rzymu, którzy wtrącili go jako heretyka do więzienia. Na szczęście król przywrócił mu wolność. Walka trwała przez długie lata. Franciszek, wahający się między Rzymem a reformacją, na przemian tolerował lub hamował wściekłą gorliwość mnichów. Trzykrotnie Berquin był więziony przez władze papieskie i za każdym razem monarcha, z podziwu dla jego geniuszu i szlachetnego charakteru, nie chciał wydać go duchowieństwu i przywracał mu wolność. WB17 133.3
Berquina wciąż ostrzegano przed grożącym mu we Francji niebezpieczeństwem i nakłaniano, aby poszedł w ślady tych, którzy dzięki dobrowolnemu wygnaniu znaleźli bezpieczeństwo. Bojaźliwy i ugodowy Erazm z Rotterdamu, któremu mimo wielkiej wiedzy brakowało moralnej wielkości, aby życie i sławę podporządkować prawdzie, tak pisał do Berquina: „Staraj się, żeby cię wysłano jako posła za granicę. Wyjedź do Niemiec. Znasz przecież Bedę, benedyktyńskiego zakonnika i jemu podobnych — to potwór o tysiącu głów, ziejący jadem na wszystkie strony. Imię twych wrogów — legion. Gdyby nawet twoja sprawa była lepsza od sprawy Jezusa Chrystusa, nie dadzą ci spokoju, dopóki cię nie zgładzą. Nie ufaj zbytnio ochronie króla. W każdym razie nie narażaj mnie na kłopotliwą sytuację na wydziale teologicznym” (tamże, XIII, 9). WB17 133.4
Lecz im więcej piętrzyło się niebezpieczeństw, tym zapał Berquina stawał się większy. Daleki od przyjęcia stanowiska i oportunistycznych rad Erazma, zdecydował się na jeszcze śmielsze działanie. Postanowił nie tylko bronić prawdy, ale zaatakować błędy. Oskarżenie o herezję, które zwolennicy papiestwa starali się rzucić na niego, zwrócił przeciwko nim. Jego najbardziej aktywnymi i zaciekłymi przeciwnikami byli doktorzy i zakonnicy fakultetu teologicznego uniwersytetu w Paryżu, jednego z najwyższych autorytetów kościelnych zarówno miasta, jak i narodu. W ich pismach Berquin znalazł dwanaście twierdzeń, które „publicznie ogłosił za sprzeczne z Pismem Świętym i heretyckie” i zwrócił się do króla o rozsądzenie tej sprzeczności. WB17 134.1
Monarcha, chcąc zmierzyć siłę i ostrość umysłu zwalczających się przywódców, a także korzystając z okazji, by upokorzyć pychę mnichów, polecił im bronić swej sprawy przy pomocy Biblii. Zwolennicy papiestwa wiedzieli, że broń ta niewiele im pomoże. Więzienie, tortury i stos — to była jedyna broń, z której potrafili robić skuteczny użytek. Teraz sytuacja zmieniła się i zobaczyli siebie na skraju dołu, do którego chcieli zepchnąć Berquina. Bezradnie szukali jakiegoś wyjścia. WB17 134.2
„Akurat w tym czasie został zniszczony wizerunek Marii Panny na rogu jednej z ulic”. W mieście zapanowało podniecenie. Ludzie z oburzeniem i ubolewaniem tłumnie zdążali na owo miejsce. Król również był głęboko poruszony. Była to świetna okazja dla zakonników, by wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. „To właśnie są owoce nauki Berquina” — wołali. „Niedługo wszystko obalą — religię, prawo, a nawet tron — ci luterańscy spiskowcy” (tamże, XIII, 9). WB17 134.3
Znowu uwięziono Berquina. Król opuścił Paryż, zakonnicy mieli więc całkowitą swobodę działania. Aby Franciszek nie miał czasu, by się wstawić i uratować go, postanowiono wykonać wyrok tego samego dnia. W południe zaprowadzono Berquina na plac straceń. Niezliczony tłum zebrał się dokoła, ażeby przyjrzeć się egzekucji, a wielu z przerażeniem i zdumieniem stwierdziło, że ofiara pochodzi z najznakomitszego i najszlachetniejszego rodu Francji. Trwoga, oburzenie, pogarda i gorzka nienawiść zaciemniła oblicze falującej rzeszy; tylko na jednej twarzy nie było cienia. Myśli męczennika były daleko od miejsca kaźni, był świadomy jedynie obecności Bożej. Nie zwracał uwagi na nędzny wóz, na którym siedział, na ponure twarze swych prześladowców i na okrutną śmierć, u progu której stał. Ten, który żyje, a był umarły, który zmartwychwstał, by wiecznie żyć, który dzierży klucze do piekła i śmierci, Ten był u jego boku. Oblicze Berquina promieniało światłością i niebiańskim pokojem. „Odziany był w płaszcz z aksamitu, kubrak z atłasu i adamaszku oraz pozłacane pończochy” (D’Aubigné, History of the Reformation in Europe in the Time of Calvin, II, 16). Miał wyznać swoją wiarę w obecności Króla królów oraz przed całym wszechświatem i żadna oznaka smutku nie zakłócała jego radości. WB17 134.4
Kiedy pochód powoli posuwał się przez zatłoczone ulice, lud ze zdziwieniem dostrzegł w spojrzeniu i postawie reformatora spokój oraz radosną świadomość zwycięstwa. „Wygląda — mówili — jak człowiek siedzący w świątyni i myślący o świętych rzeczach” (Wylie, XIII, 9). WB17 134.5
Będąc już na stosie, Berquin chciał powiedzieć kilka słów do ludu, ale zakonnicy, bojąc się skutków jego przemowy, zaczęli krzyczeć, a żołnierze szczękać bronią, tak że hałas zagłuszył głos męczennika. W ten sposób w roku 1529 najwyższy autorytet kościelny i literacki wykształconego Paryża „dał ludności roku 1793 przykład, jak tłumić na szafocie słowa umierających” (tamże, XIII, 9). WB17 135.1
Berquin został uduszony, a jego zwłoki spalono. Wieść o jego śmierci wywołała w całej Francji wielki smutek wśród wszystkich przyjaciół reformacji. Jednak nie zapomniano przykładu, jaki pozostawił. „Jesteśmy także gotowi — powiedzieli świadkowie prawdy radośnie iść naprzeciw śmierci, kierując spojrzenie na przyszłe życie” (D’Aubigne, History of the Reformation in Europe in the Time of Calvin, II, 16). WB17 135.2
W czasie prześladowań w Meaux odebrano nauczycielom zreformowanej wiary prawo wygłaszania kazań; udali się więc oni do innych miejscowości. Lefevre wkrótce wyjechał do Niemiec. Farel wrócił do rodzinnego miasta we wschodniej Francji, aby szerzyć światło w miejscu swego dzieciństwa. Dotarły tam już wiadomości o tym, co się działo w Meaux, i znaleźli się słuchacze, którzy przyjęli przez niego głoszoną prawdę. Ale miejscowe władze wkrótce zmusiły Farela do milczenia i wygnały go z miasta. Nie mogąc dłużej pracować publicznie, przemierzał on łąki i wsie, nauczając w prywatnych mieszkaniach i na odosobnionych polanach. Znajdował schronienie w lasach i skalnych pieczarach, które za czasów dzieciństwa służyły mu jako miejsce zabaw. Bóg przygotowywał go do większych doświadczeń. „Nie brakuje mi zmartwień, prześladowań i knowań szatana — pisał. — Są nawet cięższe, niż mógłbym to znieść o własnej sile, ale Bóg jest moim Ojcem. Dodał mi i zawsze doda potrzebnej siły” (tamże, XII, 9). WB17 135.3
Jak za czasów apostolskich, tak i teraz prześladowanie „posłużyło raczej ku rozkrzewieniu ewangelii” (Flp 1,12). Wygnani z Paryża i Meaux, „ci, którzy się rozproszyli, szli z miejsca na miejsce i zwiastowali dobrą nowinę” (Dz 8,4). W ten sposób światło znalazło drogę do wielu najodleglejszych prowincji Francji. WB17 135.4
Bóg nadal przygotowywał pracowników mających prowadzić Jego dzieło. W jednej ze szkół Paryża uczył się spokojny, rozważny młodzieniec, który dawał dowody wnikliwego umysłu, wyróżniał się nienagannym życiem oraz intelektualną gorliwością i religijnym oddaniem. Dzięki swym talentom i pilności stał się wkrótce chlubą szkoły i spodziewano się, że Jan Kalwin będzie obrońcą Kościoła. Ale promień światła Bożego przebił mury scholastyki i przesądu, które więziły Kalwina. Ze zgrozą słuchał o nowych naukach, nie mając najmniejszej wątpliwości, że heretycy w pełni zasłużyli na stos. Jednak nie zdając sobie z tego sprawy, stanął twarzą w twarz z herezją i zmuszony został do zbadania siły papieskich teorii, by skutecznie zwalczać protestanckie nauki. WB17 135.5
Otóż kuzyn Kalwina, będący w szeregach reformatorów, przebywał właśnie w Paryżu. Obaj krewni często się spotykali i wspólnie omawiali sprawy niepokojące chrześcijaństwo. „Są tylko dwa rodzaje religii na świecie — powiedział Olivetan, ów protestancki kuzyn — jeden to ten, który został wymyślony przez ludzi i w którym człowiek zbawia się przez ceremonie oraz dobre uczynki, drugi rodzaj to religia objawiona w Biblii, ucząca, że człowiek może być zbawiony tylko z łaski Bożej”. WB17 135.6
„Nie chcę waszych nowych nauk!” — wykrzyknął Kalwin. „Myślicie, że przez całe życie jestem w błędzie?” (Wylie, XIII, 7). Jednak w jego umyśle zrodziły się myśli, których nie mógł się pozbyć. Samotnie, w swej izbie, rozmyślał nad słowami kuzyna. Świadomość grzechu nie opuszczała go i nagle ujrzał siebie bez orędownika przed obliczem świętego i sprawiedliwego Sędziego. Pośrednictwo świętych, dobre uczynki, ceremonie kościelne wszystko to nie mogło stać się zadośćuczynieniem za grzech. Nie widział przed sobą nic prócz ciemności wiecznego potępienia. Daremnie trudzili się uczeni Kościoła, by go pocieszyć. Daremnie szukał ucieczki w spowiedzi i pokucie, które nie mogły pojednać go z Bogiem. WB17 135.7
Podczas gdy Kalwin na próżno toczył walkę ze sobą, pewnego dnia trafił przypadkowo na jeden z publicznych placów, gdzie akurat palono heretyka. Uderzył go wyraz spokoju na obliczu męczen-nika. Wśród mąk potwornej śmierci i pod jeszcze okropniejszym potępieniem Kościoła ów człowiek okazywał wiarę i męstwo, które młody student z bólem porównywał z własną rozpaczą i duchową ciemnością, choć żył w najsurowszym posłuszeństwie wobec Kościoła. Wiedział, że heretycy opierają swą wiarę na Biblii i zdecydował się zbadać ją, by odkryć tajemnicę ich spokoju. WB17 136.1
W Biblii znalazł Chrystusa. „Ojcze! — zawołał — Jego ofiara ułagodziła Twój gniew, Jego krew oczyściła mnie ze skaz, Jego krzyż poniósł moje przekleństwo, a Jego krew dokonała we mnie pojednania. Wymyśliliśmy dla własnych potrzeb wiele bezużytecznych głupstw, ale Ty dałeś mi Twoje Słowo podobne do pochodni i poruszyłeś moje serce, abym miał w nienawiści wszelkie zasługi, oprócz tych dokonanych jedynie przez Jezusa” (Martyn, t. III, 13). WB17 136.2
Kalwin był przygotowany do stanu duchownego. Już w wieku lat dwunastu został mianowany kapelanem w małej parafii, a biskup ostrzygł mu głowę według przepisów Kościoła. Nie otrzymał święceń, ani nie spełniał obowiązków księdza, ale był członkiem duchowieństwa, miał odpowiedni tytuł i otrzymywał wynagrodzenie. WB17 136.3
Teraz gdy czuł, że nigdy nie zostanie księdzem, zagłębił się przez pewien czas w studiowaniu prawa, ale w końcu zaniechał tego i zdecydował się poświęcić dla ewangelii. Wahał się jednak zostać publicznym nauczycielem. Z natury był nieśmiały, poza tym ciążyła na nim świadomość wielkiej odpowiedzialności takiego stanowiska, dlatego pragnął oddać się dalszym studiom. Wreszcie jednak zgodził się na skutek usilnych próśb przyjaciół. „Wspaniałe jest to — powiedział — że człowiek tak niskiego pochodzenia może być podniesiony do tak wielkiej godności” (Wylie, XII, 9). WB17 136.4
Kalwin spokojnie przystąpił do dzieła, a jego słowa były jak rosa, która pada, by zwilżyć ziemię. Opuścił Paryż i udał się do prowincjonalnego miasta, znajdującego się pod opieką księżniczki Małgorzaty, która miłując ewangelię udzielała schronienia uczniom Jezusa. Swą pracę rozpoczął wśród ludzi, w ich mieszkaniach. Otoczony przez całe rodziny czytał Biblię i wyjaśniał im prawdy zbawienia. Słuchacze zanieśli innym tę radosną nowinę, a Kalwin opuścił wkrótce miasto i poszedł do okolicznych miasteczek oraz wsi. Przyjmowany był zarówno w zamkach, jak i chatach. Ciągle szedł dalej, kładąc podwaliny zborów, które później miały wydać nieustraszonych obrońców prawdy. WB17 136.5
Po paru miesiącach wrócił do Paryża. W gronie uczonych panowało nadzwyczajne podniecenie. Studiowanie języków starożytnych doprowadziło ich do Biblii i wielu z nich — chociaż prawdy te nie poruszyły ich serc — dyskutowało nad nią gorliwie, a nawet walczyło z obrońcami katolicyzmu. Kalwin, pomimo że był zdolnym bojownikiem na polu teologicznych kontrowersji, miał do wykonania wyższe zadanie, niż ci hałasujący uczeni. Umysły ludzi zostały przebudzone i nadszedł czas ukazania prawdy. Podczas gdy sale wykładowe uniwersytetów były pełne wrzasku i teologicznych kłótni, Kalwin szedł od domu do domu, otwierał przed ludźmi Biblię i mówił im o ukrzyżowanym Chrystusie. WB17 137.1
Boska opatrzność sprawiła, że Paryż miał ponownie otrzymać zachętę do przyjęcia ewangelii. Wezwanie Lefevre’a i Farela zostało odrzucone, ale jeszcze raz wszyscy mieszkańcy tej wielkiej stolicy mieli usłyszeć o poselstwie Bożym. Król ze względów politycznych nie stanął jeszcze całkowicie po stronie Rzymu, przez co wyraziłby swój sprzeciw wobec reformacji. Małgorzata wciąż żywiła nadzieję, że protestantyzm zwycięży we Francji. Postanowiła, by zreformowana wiara była głoszona w Paryżu. W czasie nieobecności króla kazała protestanckiemu duchownemu nauczać w kościołach miasta. Gdy papiescy dostojnicy sprzeciwili się temu, księżna otworzyła swój pałac. Jeden z pokojów przeznaczony został na kaplicę i podano do wiadomości, że każdego dnia o ustalonej godzinie będą się odbywały kazania i ludzie wszystkich stanów są na nie serdecznie zapraszani. Wielkie tłumy każdego dnia przybywały na nabożeństwa. Nie tylko kaplica, ale także przedpokój i przyległe sale były pełne ludzi. Przychodzili mężowie stanu, szlachta, uczeni, kupcy i rzemieślnicy. Król zamiast zabronić tych zebrań, kazał otworzyć dwa kościoły Paryża. Nigdy przedtem miasto nie było tak poruszone Słowem Bożym. Duch żywota spływał z nieba na ludzi. Umiar, czystość, porządek i pilność zajęły miejsce pijaństwa, rozpusty, waśni i lenistwa. WB17 137.2
Duchowieństwo jednak nie próżnowało. Ponieważ król nie zgadzał się na zakazanie głoszenia ewangelii, postanowili oddziaływać na samych ludzi. Nie szczędzili żadnych środków, aby wzbudzić obawy, uprzedzenia i fanatyzm nieświadomego i zabobonnego tłumu. Paryż, który ślepo słuchał fałszywych nauczycieli, nie poznał — jak przed laty Jerozolima — czasu swego nawiedzenia ani tego, co miało służyć jego pokojowi. Przez dwa lata głoszono w stolicy Francji ewangelię i choć wielu ją przyjęło, większość odrzuciła prawdę. Franciszek okazywał pewną tolerancję religijną jedynie po to, aby służyła mu w realizacji własnych celów. W wyniku tego zwolennicy papiestwa zdobyli ponownie przewagę. Zamknięto kościoły i znów zapłonęły stosy. WB17 137.3
Kalwin wciąż jeszcze był w Paryżu i poprzez studia, rozmyślania i modlitwę przygotowywał się do dalszej pracy, nie przestawał też szerzyć światła ewangelii. W końcu jednak i na niego padło podejrzenie. Władze Kościoła postanowiły spalić go na stosie. Uważając, że jest bezpieczny w swym zacisznym schronieniu, nie myślał o niebezpieczeństwie. Wtem nieoczekiwanie przybyli do jego pokoju przyjaciele z wiadomością, że żołnierze znajdują się już w drodze, by go zaaresztować. W tym momencie usłyszeli głośne pukanie do drzwi wejściowych. Nie było czasu do stracenia. Kilku przyjaciół zatrzymało żołnierzy przy wejściu, podczas gdy inni pomogli reformatorowi spuścić się z okna na ulicę i szybko uciec na kraniec miasta. Kalwin znalazł schronienie w chacie pewnego wieśniaka, który był przyjacielem reformacji. Tam przebrał się w strój swego gospodarza i z motyką na ramieniu poszedł w dalszą drogę. Kierując swe kroki na południe znalazł schronienie w posiadłościach Małgorzaty (por. D’Aubigne, History of the Reformation in Europe in the Time of Calvin, II, 30). WB17 137.4
Tutaj przez kilka miesięcy przebywał bezpiecznie pod opieką możnych przyjaciół i zajmował się, jak poprzednio, swoimi studiami. Jednak będąc stale całym sercem przy głoszeniu ewangelii, nie mógł długo trwać w tej bezczynności. Gdy tylko burza trochę przycichła, poszukał nowego pola pracy w Poitiers, gdzie znajdował się uniwersytet i gdzie nowe poglądy spotkały się z życzliwym przyjęciem. Ludzie wszystkich stanów z radością słuchali ewangelii. Kalwin nie głosił jej publicznie, lecz w domu burmistrza, w jego własnym mieszkaniu, a czasem w jednym z parków. Przekazywał Słowa Żywota tym, którzy chcieli je słuchać. Po jakimś czasie, gdy liczba słuchaczy wzrosła, uznano, że bezpieczniejsze będzie zebranie się za miastem. Na miejsce spotkań wybrano pieczarę na stoku głębokiego i wąskiego wąwozu, gdzie drzewa i wystające skały gwarantowały odosobnienie. Małe grupki ludzi, opuszczając miasto różnymi drogami, w końcu spotykały się w wąwozie. Na tym ustroniu czytano i wyjaśniano Pismo Święte. Tutaj po raz pierwszy protestanci Francji obchodzili wieczerzę Pańską. W tym małym zborze wyrosło kilku wiernych ewangelistów. WB17 137.5
Kalwin jeszcze raz wrócił do Paryża. Miał wciąż nadzieję, że cała Francja przyjmie reformację. Niestety, drzwi każdego domu były zamknięte. Głoszenie ewangelii równało się z wybraniem bezpośredniej drogi na stos. W końcu więc zdecydował się udać do Niemiec. Ledwie opuścił Francję, gdy rozpętała się burza nad protestantami, która — gdyby dłużej się zatrzymał — zniszczyłaby i jego. WB17 138.1
Francuscy reformatorzy chcieli dotrzymać kroku swoim kolegom w Niemczech i Szwajcarii, więc postanowili odważnie wystąpić przeciwko zabobonom Rzymu, co poderwałoby, jak sądzili, cały naród. W ciągu jednej nocy wywieszono w całej Francji plakaty potępiające mszę. Jednak zamiast pomóc reformacji, ten gorliwy, ale źle obliczony krok przyniósł zagładę nie tylko jego sprawcom, ale i przyjaciołom zreformowanej wiary w całej Francji. Dostarczył zwolennikom papiestwa tego, czego od dawna pragnęli, mianowicie pretekstu do żądania wytępienia heretyków jako buntowników, zagrażających bezpieczeństwu tronu i pokojowi całego narodu. WB17 138.2
Jakaś nieznana ręka — czy to nierozważnego przyjaciela czy też chytrego wroga, czego nigdy nie stwierdzono — przybiła taki plakat na drzwiach prywatnego apartamentu króla. Monarcha przeraził się. Na plakacie tym bezlitośnie atakowano zabobonne zwyczaje, istniejące od wieków. Ta bezprzykładna zuchwałość nalepienia wstrząsających wypowiedzi wzbudziła gniew króla. Zaskoczony, stał przez kilka chwil drżąc i nie mogąc nic powiedzieć. Potem jego wściekłość wybuchła w słowach: „Chwytać każdego podejrzanego o luteranizm. Wytępię ich wszystkich” (tamże, IV, 10). Kości rzucono. Król stanął całkowicie po stronie Rzymu. WB17 138.3
Rozpoczęły się aresztowania wszystkich luteranów w Paryżu. Schwytano między innymi biednego rzemieślnika, zwolennika reformowanego wyznania, który zwoływał wiernych na tajne zebrania i pod groźbą natychmiastowej śmierci na stosie kazano mu zaprowadzić papieskich wysłanników do mieszkań wszystkich protestantów w mieście. Odrzucił tę nikczemną propozycję, ale w końcu strach przed ogniem zwyciężył i zgodził się zostać zdrajcą swych braci. Z niesioną przed nim hostią, otoczony orszakiem księży, ministrantów, mnichów i żołnierzy, zdrajca wraz z Morinem, królewskim sędzią śledczym, szedł wolno i milcząco przez ulice miasta. Pochód odbywał się rzekomo ku czci „najświętszego sakramentu”, jako pokuta za obrazę, której dopuścili się protestanci wobec mszy. Jednak prawdziwy cel tej ceremonii był inny. Kiedy orszak zbliżał się do domu jakiegoś protestanta, zdrajca dawał odpowiedni znak, nie wypowiadając przy tym żadnego słowa. Procesja zatrzymywała się, papiescy urzędnicy wchodzili do budynku i wywlekali stamtąd ludzi, zakutych już w kajdany. Potem orszak ruszał w dalszą drogę po nowe ofiary. „Nie szczędzono ani dużych, ani małych domów, nawet budynków uniwersytetu paryskiego (...). Przed Morinem drżało całe miasto (...). Był to czas grozy” (tamże, IV, 10). WB17 138.4
Ofiary zabijano wśród potwornych tortur, wyszedł bowiem specjalny rozkaz, by zmniejszyć natężenie ognia, żeby skazanym przedłużyć męki. Umierali oni jednak jako zwycięzcy. Ich stałość była niewzruszona, a spokój niezmącony. Prześladowcy, bezsilni wobec ich nieugiętej postawy, czuli się pokonani. „Stosy ustawiono we wszystkich dzielnicach Paryża, a palenie heretyków odbywało się codziennie przez dłuższy okres. Przedłużając czas egzekucji chciano wzbudzić u ludzi strach przed głoszeniem herezji. Jednak w ostatecznym rozrachunku zwycięstwo przypadło ewangelii. Cały Paryż mógł przekonać się na własne oczy, jakich ludzi wydaje nowe wyznanie. Żadna ambona nie była tak wymowna jak stos męczennika. Pogodna radość promieniująca z twarzy ludzi idących na miejsce stracenia, ich bohaterska postawa wśród płomieni, a także przeba-czenie prześladowcom doznanych krzywd, zamieniały gniew wielu we współczucie, nienawiść w miłość i wymownie świadczyły o chwale ewangelii” (Wylie, XIII, 20). WB17 139.1
Duchowni, chcąc za wszelką cenę utrzymać wzburzenie narodu, rozgłaszali najpotworniejsze oskarżenia przeciwko protestantom. Oskarżano ich o zamiar dokonania masakry na katolikach, zamordowania króla i obalenia rządu. Nie mogli oni jednak znaleźć nawet najmniejszego dowodu na poparcie swych twierdzeń.
Duchowni, chcąc za wszelką cenę utrzymać wzburzenie narodu, rozgłaszali najpotworniejsze oskarżenia przeciwko protestantom. Oskarżano ich o zamiar dokonania masakry na katolikach, zamordowania króla i obalenia rządu. Nie mogli oni jednak znaleźć nawet najmniejszego dowodu na poparcie swych twierdzeń. Jednak przepowiednie owych nieszczęść, choć w zupełnie innych okolicznościach i z odmiennych przyczyn, miały się spełnić w przyszłości. Okrucieństwa, z jakimi katolicy potraktowali niewinnych protestantów, w ciągu stuleci gromadziły się w pamięci tych ostatnich, wzbudzając chęć odwetu i po wielu latach spadły, według przepowiedni, na króla, jego rząd i poddanych, jednak tę klęskę sprowadzili na siebie sami zwolennicy papiestwa oraz nie-wierzący. To nie z powodu powstania, lecz tłumienia protestantyzmu, trzysta lat później spadły na Francję straszne nieszczęścia. WB17 139.2
Podejrzliwość i strach zapanowały teraz we wszystkich warstwach społeczeństwa. Wśród ogólnego zamieszania okazało się, jak głębokie korzenie zapuściła nauka Lutra w sercach tych, którzy pod względem wykształcenia, wpływów i charakteru zajmowali wysokie pozycje. Stanowiska wymagające zaufania i poważania okazały się nagle nie obsadzone. Zniknęli rze-mieślnicy, drukarze, uczeni, profesorowie uniwersytetów, pisarze, a nawet członkowie dworu. Setki ludzi uciekało z Paryża, inni dobrowolnie opuszczali kraj, przez co w wielu wypadkach dawali do zrozumienia, że byli po stronie zreformowanej wiary. Zwolennicy papiestwa ze zdumieniem myśleli o heretykach, których nieświadomie tolerowali w swoim otoczeniu. Wście-kłość swą wyładowywali na ofiarach z niższych warstw społecznych będących w ich zasięgu i mocy. Zapełniły się więzienia, a powietrze poczerniało od dymów unoszących się ze stosów, na których palono wyznawców prawdziwej ewangelii. WB17 139.3
Franciszek I wsławił się jako patron ruchu odrodzenia nauki, które cechowało początek XVI wieku. Był rad, gdy na jego dworze zbierali się uczeni i literaci ze wszystkich krajów. Jego umiłowaniu wiedzy i pogardzie dla nieuctwa oraz zabobonów mnichów należy, przynajmniej częściowo, przypisać tolerancję, jaką okazał w stosunku do reformacji. Jednak opanowany pragnieniem wytępienia herezji, ów patron nauki, wydał edykt zabraniający w całej Francji wszelkiego druku. Franciszek I jest jednym z wielu przykładów, które dowodzą, że kultura intelektualna nie chroni przed religijną nietolerancją i prześladowaniem. WB17 139.4
Francja podczas uroczystej publicznej ceremonii miała zadeklarować swe całkowite poświęcenie się walce z protestantyzmem. Duchowni zażądali zmycia krwią obrazy niebios, jakiej się dopuszczono potępiając mszę, i król musiał na to przystać dla dobra swego narodu. WB17 140.1
Na dokonanie tej straszliwej ceremonii wyznaczono dzień 21 stycznia 1535 roku. W narodzie wzbudzono zabobonny lęk i ślepą nienawiść. Ulice Paryża wypełnione były tłumem, przybyłym do miasta ze wszystkich okolicznych miejscowości. Dzień miał się rozpocząć od wielkiej, wspaniałej procesji. „Domy na drodze pochodu przystrojono żałobną draperią, tu i ówdzie wzniesiono ołtarze”. Przed każdymi drzwiami umocowano ku czci „najświętszego sakramentu” płonącą pochodnię. Procesja uformowała się przed świtem przy pałacu królewskim. „Najpierw szły chorągwie i krzyże kilkunastu parafii, potem postępowali parami obywatele miasta trzymają-cy w rękach pochodnie”, za nimi szli zakonnicy czterech zakonów w swych odmiennych szatach. Dalej niesiono ogromny zbiór sławnych relikwii. Następnie jechali konno książęta Kościoła w purpurze, szkarłatach i klejnotach, w bogatych i błyszczących strojach. WB17 140.2
„Hostię niósł biskup Paryża pod kosztownym baldachimem (...) niesionym przez czterech książąt krwi (...). Za hostią szedł król. (...) Tego dnia Franciszek I nie miał na sobie korony ani królewskich szat”. „Z odkrytą głową i spuszczonym wzrokiem kroczył, trzymając w ręce płonącą świecę”. Król Francji szedł „jako pokutnik” (Wylie, XIII, 21). Przed każdym ołtarzem pochylał się w pokorze nie dlatego, że grzech splugawił jego duszę lub niewinna krew splamiła jego ręce, ale dlatego, że jego poddani popełnili śmiertelny grzech, gdyż odważyli się potępić mszę. Za nim kroczyła królowa i dostojnicy państwowi, także idąc parami i niosąc płonące pochodnie. WB17 140.3
W następnej części uroczystości tego dnia, monarcha w wielkiej sali pałacu biskupa wygłosił mowę do wysokich urzędników państwa. Z obliczem wyrażającym głęboki żal zjawił się przed nimi i ubolewał „nad zbrodnią, bluźnierstwem oraz nad dniem bólu i hańby”, jaki spadł na cały naród. Potem wezwał wszystkich lojalnych poddanych, by pomogli w wytępieniu zaraźliwej herezji, która groziła Francji zagładą. „Jak prawdą jest, moi panowie, że jestem waszym królem, tak gdybym wiedział, że choć jeden z moich członków splamił się lub zaraził tą zgnilizną, kazałbym go tu, przed wami, zabić (...). Powiem więcej, gdybym widział jedno z moich dzieci tym splamione, nie oszczędziłbym go. Sam bym je wydał i złożył na ofiarę Bogu”. Łzy stłumiły jego słowa i wszyscy zebrani zaczęli płakać, wołając jednocześnie: „Chcemy żyć i umrzeć za wiarę katolicką” (D’Aubigne, History of the Reformation in Europe in the Time of Calvin, IV, 2). WB17 140.4
Straszliwa była ciemność, w jaką popadł naród, który wzgardził prawdą. „Łaska zbawienia” zakwitała we Francji, lecz ta, widząc jej moc i świętość, jak swym boskim urokiem porywała tysiące ludzi, a blaskiem oświecała miasta i wsie, odwróciła się pomimo tego i wybrała ciemność zamiast światłości. Gdy zaofiarowano jej niebiański dar, odepchnęła go od siebie. Zło nazwała dobrem, a dobro złem, aż stała się ofiarą swego rozmyślnego samozwiedzenia. Nawet gdyby Francuzi naprawdę wierzyli, że czynią Bogu przysługę, prześladując Jego lud, to szczerość ta nie mogłaby ich uniewinnić. Dobrowolnie bowiem odrzucili światło, które mogło ich uratować przed zwiedzeniem i splamieniem rąk krwią. WB17 141.1
W katedrze, gdzie prawie trzysta lat później naród, który zapomniał żyjącego Boga, wyniósł na tron „boginię rozumu”, złożono teraz uroczystą przysięgę wytępienia herezji. Ponownie uformowano procesję i przedstawiciele Francji ruszyli do dzieła, które przysięgli wykonać. „Co kilkadziesiąt metrów wzniesiono rusztowania, na których protestanci mieli być żywcem spaleni, i postanowiono, że stosy będą zapalone w momencie, gdy król się do nich zbliży, aby procesja, zatrzymawszy się, mogła być naocznym świadkiem egzekucji” (Wylie, XIII, 21). Szczegóły cierpień tych, którzy byli wierni Chrystusowi, są zbyt potworne, by je tu przytaczać, ale jedno można z całą pewnością powiedzieć: ginący byli niezachwiani, gdy zmuszano ich do odwołania tego, czego uczyli. Jeden z męczenników odpowiedział: „Wierzę tylko w to, co głosili prorocy i apostołowie i w co wierzyli wszyscy święci. Moja wiara opiera się na ufności w Bogu, który przezwycięży wszelkie moce piekła” (D’Aubigne, History of the Reformation in Europe in the Time of Calvin, IV, 12). WB17 141.2
Procesja często przystawała przy miejscach tortur. Gdy wróciła do punktu wyjścia przy pałacu królewskim, tłum się rozszedł, a król i prałaci odeszli zadowoleni z przebiegu wydarzeń dnia, składając sobie gratulacje. Wyrazili też nadzieję, że tak dobrze rozpoczęte dzieło skończy się całkowitym wytępieniem herezji. WB17 141.3
Ewangelia pokoju, którą Francja odrzuciła, wykorzeniona została prawie doszczętnie, a następstwa tego okazały się straszne. Dnia 21 stycznia 1793 roku, czyli dwieście pięćdziesiąt lat później, licząc od dnia, kiedy Francja oddała się całkowicie prześladowaniu reformacji, przeciągnął ulicami Paryża inny pochód, mający inny cel. „I znowu król był główną postacią, znowu powstał tumult i hałas, ponownie dało się słyszeć wołanie o więcej ofiar, jeszcze raz wzniesiono czarne szafoty i zakończono dzień okrutnymi egzekucjami. Oto Ludwik XVI, który starał się uciec swemu dozorcy więziennemu i katowi, został zawleczony na szafot i trzymano go na pniaku do chwili, gdy spadł topór i jego głowa stoczyła się na dół” (Wylie, XIII, 21). Król nie był tego dnia jedyną ofiarą. W pobliżu owego miejsca pod nożem gilotyny straciło życie 2800 osób podczas krwawych dni panowania terroru. WB17 141.4
Reformacja pokazała światu Biblię, odkrywając przed nim nauki Słowa Bożego i poddając je ocenie ludzkich sumień. Nieskończona Miłość objawiła człowiekowi zasady i postanowienia nieba. Bóg powiedział: „Przestrzegajcie ich więc i spełniajcie je, gdyż one są mądrością waszą i roztropnością waszą w oczach ludów, które usłyszawszy o wszystkich tych ustawach, powiedzą: Zaprawdę, mądry i roztropny jest ten wielki naród” (Pwt 4,6). Francja, odrzuciwszy dar nieba, zasiała ziarno bezprawia i zniszczenia. WB17 141.5
Nieunikniony rozwój wzajemnie splatających się przyczyn i skutków znalazł swój punkt kulminacyjny w terrorze rewolucji. WB17 141.6
Na długo przed prześladowaniem, wywołanym rozwieszeniem plakatów, dzielny i gorliwy Farel musiał opuścić ojczyznę. Udał się do Szwajcarii i pomagając Zwingliemu, przyczynił się do rozstrzygnięcia walki na korzyść reformacji. Choć miał tu przeżyć swe późniejsze lata, wywierał wciąż wpływ na rozwój reformacji we Francji. Podczas pierwszych lat swego wygnania kierował wszystkie wysiłki na szerzenie ewangelii w swym ojczystym kraju. Wiele czasu poświęcał na głoszenie jej wśród rodaków mieszkających w pobliżu granicy i z niezmordowaną czujnością śledził walkę, służąc słowami otuchy i rady. Z pomocą innych wygnańców przetłumaczono na język francuski pisma niemieckich reformatorów i wraz z francuską Biblią wydrukowano je w dużych nakładach. Kolporterzy sprzedawali te dzieła we Francji, a ponieważ sami nabywali je po niskiej cenie, otrzymane zyski umożliwiały im dalszą pracę. WB17 142.1
Farel rozpoczął swą działalność w Szwajcarii jako nauczyciel. Osiedliwszy się w ustronnej parafii, poświęcił się nauczaniu dzieci. Oprócz uczenia zwykłych przedmiotów, ostrożnie zapoznawał swych uczniów z prawdami Biblii, mając nadzieję, że przez dzieci pozyska rodziców. Niektórzy rzeczywiście uwierzyli, ale wkrótce katoliccy duchowni, dowiedziawszy się o tym, postanowili zatrzymać jego pracę i tak wpłynęli na zabobonny lud, że ten wystąpił przeciwko Farelowi. „To nie może być ewangelia Chrystusa — powtarzali księża — której głoszenie przynosi wojnę zamiast pokoju” (Wylie, XIV, 3). Farel, podobnie jak apostołowie, prześladowany w jednym mieście, udawał się do drugiego. Szedł pieszo od wsi do wsi, od miasta do miasta, cierpiąc głód, zimno i zmęczenie, wszędzie też groziło mu niebezpieczeństwo. Głosił Słowo Boże na placach targowych, w kościołach, a czasem z katedralnych ambon. Niekiedy nie znajdował słuchaczy, cza-sami przerywano jego kazania krzykami i drwinami, bywał nawet przemocą ściągany z ambony. Niejednokrotnie rzucał się nań motłoch i bił go do utraty przytomności. Mimo to szedł naprzód. Choć często był odtrącany, wracał jednak z niezmordowaną wytrwałością do dalszej walki, a miasta, które dotychczas były niedostępnymi twierdzami papiestwa, wolno, jedne po drugich, otwierały swe drzwi ewangelii. Mała parafia, w której rozpoczął pracę, wkrótce przyjęła zreformowaną wiarę. Również miasta Morat i Neuchâtel zaniechały rzymskich obrzędów i usunęły bałwochwalcze obrazy ze swych kościołów. WB17 142.2
Farel od dawna pragnął zatknąć sztandar protestantyzmu w Genewie. Gdyby to miasto przyjęło ewangelię, stałoby się centralnym ośrodkiem reformacji we Francji, Szwajcarii i Włoszech. Mając przed sobą taki właśnie cel, prowadził swą pracę dotąd aż pozyskał dla prawdy wiele okolicznych miast i wsi. Potem z jednym tylko towarzyszem wszedł do Genewy. Niestety, pozwolono mu wygłosić tylko dwa kazania. Duchowni, którzy na próżno starali się uzyskać od władz świeckich wyrok skazujący Farela, wezwali go przed radę kościelną, sami przybyli tam z bronią ukrytą pod szatami, bowiem postanowili zabić reformatora. Przed domem zebrał się rozwścieczony tłum, który z pałkami i mieczami miał zastąpić Farelowi drogę, gdyby ten starał się uciec. Tylko obecność wysokiego zwierzchnika i żołnierzy uratowała mu życie. Następnego dnia rano przewieziono Farela i jego towarzyszy na drugą stronę jeziora i ukryto w bezpiecznym miejscu. Tak zakończyła się pierwsza próba ewangelizacji Genewy. WB17 142.3
Na drugą próbę wybrano skromniejsze narzędzie — młodego człowieka o tak niepozornym wyglądzie, iż nawet oddani przyjaciele reformacji potraktowali go chłodno. „I cóż taki może zdziałać w Genewie, gdzie odrzucono Farela? Jak może człowiek posiadający tak mało odwagi i doświadczenia oprzeć się burzy, przed którą najsilniejsi i najodważniejsi zmuszeni byli do ucieczki?” Nie dzięki mocy ani dzięki sile, lecz dzięki mojemu Duchowi to się stanie — mówi Pan Zastępów” (Za 4,6). „Ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne. (...) Bo głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża mocniejsza niż ludzie” (1 Kor 1,27.25). WB17 142.4
Froment rozpoczął swe dzieło jako nauczyciel. Prawdy, które wpajał dzieciom w szkole, te powtarzały w domu. Wkrótce do szkoły zaczęli przychodzić także rodzice, by słuchać wykładów Biblii. Froment udostępnił też Nowy Testament i inne pisma tym, którzy nie mieli na tyle odwagi, by przyjść i słuchać nowych nauk. Jednak po niedługim czasie musiał szybko opuścić miasto. Mimo to prawda, której nauczał, mocno zakorzeniła się w sercach ludzi. Ziarno reformacji wzeszło. Reformacja stawała się coraz silniejsza i zaczęła zataczać szersze kręgi. Kaznodzieje ponownie wrócili do miasta i dzięki ich pracy zaczęto odprawiać w Genewie protestanckie nabożeństwa. WB17 143.1
Miasto opowiedziało się już za reformacją, gdy Kalwin po różnych wędrówkach i zmianach miejsca pobytu przekroczył jego bramy. Wracając po ostatnich odwiedzinach swego miejsca urodzenia, znajdował się na drodze do Bazylei, gdy zobaczył, że jest ona zajęta przez wojska Karola V, był więc zmuszony udać się drogą okrężną przez Genewę. WB17 143.2
Farel poznał w tym palec Boży. Mimo że Genewa przyjęła zreformowaną wiarę, dużo było jeszcze do zrobienia. Ludzie nie nawracają się do Boga całymi grupami, lecz pojedynczo. Dzieło odrodzenia musi dokonać się w sercu i sumieniu za przyczyną Ducha Świętego, a nie postanowień soboru. Choć mieszkańcy Genewy odrzucili zwierzchnictwo Rzymu, nie mogli jeszcze pozbyć się zła, jakie tkwiło pod jego panowaniem. Niełatwo było wprowadzić w życie czyste zasady ewangelii i przygotować ludzi do godnego wypełniania posłannictwa, do którego Opatrzność zdawała się ich powołać. WB17 143.3
Farel był przekonany, że znajdzie w Kalwinie człowieka, który będzie mógł przyłączyć się do tego dzieła. Zaklinał więc młodego ewangelistę w imię Boże, aby pozostał w Genewie i tu pracował. Kalwin przeraził się. Lękliwy i miłujący spokój, drżał przed zetknięciem się z odważnymi, niezawisłymi, a nawet gwałtownymi mieszkańcami Genewy. Słabe zdrowie i przyzwyczajenie do studiów skłaniały go do szukania odosobnienia. W mniemaniu, że piórem lepiej przysłuży się reformacji, pragnął znaleźć spokojne miejsce do studiów, aby tam, za pomocą pism, nauczać i budować. Ale uroczyste ostrzeżenie Farela potraktował jak głos z nieba, dlatego też nie odważył się przeciwstawić temu wezwaniu. Wydawało mu się, jak powiedział, że „wyciągnięta z niebios dłoń Boża schwyciła go i postawiła nieodwołalnie na miejsce, które tak bardzo pragnął opuścić” (D’Aubigne, History of the Reformation in Europe in the Time of Calvin, IX, 17). WB17 143.4
Sprawie protestanckiej groziło w tym czasie wielkie niebezpieczeństwo. Na Genewę spadły klątwy papieża, a potężne narody groziły jej zniszczeniem. Jak to małe miasto mogło oprzeć się potężnej mocy papiestwa, która tak często zmuszała królów i cesarzy do poddaństwa? Jak miało stawić czoło wojskom największych zwycięzców świata? WB17 143.5
Gdziekolwiek protestanci znajdowali się w chrześcijańskim świecie, zagrażali im straszni wrogowie. Gdy minęły pierwsze zwycięstwa reformacji, Rzym zebrał nowe siły z zamiarem jej zniszczenia. W tym właśnie czasie założono zakon jezuitów, najbardziej nieludzkich, pozbawionych wszelkich skrupułów, a zarazem mocnych obrońców papiestwa. Odcięci od ziemskich więzów i ludzkich stosunków, nieczuli na prawa naturalnych uczuć, zmusiwszy umysł i sumienie do całkowitego milczenia, jezuici nie uznawali żadnej innej władzy oraz więzów prócz tych, które obowiązywały w ich zakonie, a także żadnego innego obowiązku oprócz wzmacniania jego potęgi 13 Na temat pochodzenia zasad oraz celów działania tego zakonu patrz: „Concerning Jesuits”, Londyn 1902. Czytamy w tej pracy, że „motorem całej organizacji towarzystwa je s t duch całkowitego posłuszeństwa”. „Niech każdy — pisze Ignacy — wyperswaduje sobie, że ci, którzy żyją w posłuszeństwie, powinni pozwolić prowadzić się i kierować przez opatrzność boską, która działa za pośrednictwem ich zwierzchników. Powinni wyobrazić sobie, że są ja k gdyby martwym ciałem, które pozwala nieść się w każdym kierunku i z którym można robić, co się chce, lub też służącymi starego człowieka, który sprawuje nad nimi władzę zgodnie ze swoją wolą”. „To absolutne podporządkowanie się nabiera wzniosłości dzięki swej motywacji i powinno być (...)ochotne, radosne i trwałe (...). Człowiek religijny i posłuszny wykonuje z radością wszystko, co powierzyli mu jeg o zwierzchnicy, będąc przekonanym, że je s t to zgodne z wolą Bożą” (R. de Courson, „Cencerning Jesuits”, s. 6). Patrz także: L. E. Dupin, „A Compendious History o f the Church”; Mosheim, „Ecclesiastical History”; Encyclopaedia Britannica”, wyd. IX, hasło ,,Je suits”, C. Paroissien, „The Principles o f the Jesuits, Developed in a Collections o f Extracts From Their Own Authors”, Londyn 1860; W. C. Cartwrigth, „The Jesuits, Their Constitution and Teachirlg”, Londyn 1876; E. L. Taunton, „The History o f the Jesuits in England, 1580-1773”, Londyn 1901. . Ewangelia Chrystusa umożliwiała swym wyznawcom, bez względu na zimno, głód, znój i biedę, znosić cierpienia, odważnie stawić czoło niebezpieczeństwom, a także wysoko dzierżyć sztandar prawdy w obliczu więzień, tortur i płonących stosów. Aby pokonać takie siły, jezuityzm wyposażył swych bojowników w fanatyzm, który pozwolił im znieść podobne trudy. Nie istniały dla nich przestępstwa, których nie byliby zdolni popełnić, nie cofali się przed najbardziej nikczemnymi podstępami i nietrudno było im oszukiwać. Związani ślubem ubóstwa i pokory dążyli w rzeczywistości do zdo-bycia bogactwa i siły, do obalenia protestantyzmu i przywrócenia hegemonii papiestwa. WB17 143.6
Jako członkowie zakonu nosili święte szaty, odwiedzali więzienia i szpitale, pomagali chorym i biednym. Głosili przy tym, że wyrzekli się świata i nosili święte imię Jezusa, który także wędrował czyniąc dobro. Niestety, pod tą szatą nienaganności bardzo często kryły się najbardziej zbrodnicze zamiary. Główną zasadą zakonu była reguła: „cel uświęca środki” i zgodnie z nią kłamstwo, kradzież, krzywoprzysięstwo oraz skrytobójstwo były nie tylko przebaczalne, ale nawet chwalebne, jeżeli służyły dobru Kościoła. Pod najrozmaitszymi pozorami jezuici torowali sobie drogę do urzędów państwowych, osiągali stanowiska doradców królów i kierowali polityką narodów. Służyli swym panom po to tylko, by stać się ich szpiegami. Zakładali kolegia dla synów książąt i szlachty oraz szkoły dla dzieci ludu, zmuszali też dzieci protestantów do brania udziału w papieskich obrzędach. Cała zewnętrzna okazałość i blask katolickich ceremonii były zamierzonym oddziaływaniem w celu oszołomienia umysłu i oczarowania wyobraźni. Na skutek tego synowie często zdradzali wolność wiary, o którą ich ojcowie tak bardzo walczyli. Jezuici szybko rozprzestrzenili się w całej Europie, a tam, gdzie zjawiali się, następowało odnowienie papiestwa. WB17 144.1
Ażeby udzielić im jeszcze większej mocy, wydano bullę, która ponownie wprowadziła inkwizycję14 Patrz: J. Blotzer, „The Catholic Encyclopaedia”, hasło „Inquisition”. Patrz także: H. C. Lea, „A History o f the Inquisition in the Middle Ages”; Limborch, „A History o f the Inquisition”, t. I, Londyn 1731, s. 131-142.144-161; L. von Ranke, „History o f the Popes”, t. II.. WB17 146.1
Pomimo powszechnego wstrętu, z jakim traktowano ją nawet w krajach katolickich, papiescy władcy na nowo wprowadzili ten straszliwy trybunał, a tortury zbyt straszne, by zadawać je publicznie, były ponownie stosowane, tym razem w niedostępnych lochach. W wielu krajach tysiące ludzi, którzy stanowili kwiat narodu, którzy byli najszlachetniejszymi, najmądrzejszymi i najbardziej miłującymi ojczyznę obywatelami, traciło życie lub było zmuszonych uciekać do innych krajów. Ginęli uczeni, kaznodzieje, zwykli mieszkańcy miast, artyści i rzemieślnicy. WB17 146.2
Takie były środki stosowane przez Rzym, by zgasić światło reformacji, wyrwać z rąk ludu Biblię i odbudować zabobon oraz ciemnotę średniowiecza. Jednak dzięki Bożemu błogosławieństwu i wysiłkom tych szlachetnych ludzi, których Pan powołał jako następców Lutra, protestantyzm nie upadł. Nie zawdzięczał on swej siły łasce ani broni panujących. Twierdzami protestantyzmu stawały się najmniejsze kraje i najskromniejsze oraz najsłabsze narody. Oto mała Genewa pośród wrogów, którzy usiłowali ją zniszczyć, oto Holandia walcząca na piaszczystych brzegach nad Morzem Północnym przeciwko tyranii Hiszpanii, największego i najbogatszego wówczas królestwa, oto posępna i nieurodzajna Szwecja — we wszystkich tych państwach reformacja odnosiła zwycięstwa. WB17 146.3
Przez prawie trzydzieści lat Kalwin pracował w Genewie najpierw po to, aby założyć Kościół, który będzie żył zgodnie z Biblią, a potem, by szerzyć stamtąd reformację w całej Europie*Kalwinizm przyjął się w Polsce w latach 1553-1557, szczególnie w Małopolsce, na Podlasiu i Litwie.. Jego działalność jako nauczyciela narodu nie była wolna od błędów. Był on jednak narzędziem mającym ogłosić prawdy szczególnie ważne dla jego czasów, mającym podtrzymywać zasady protestantyzmu przeciwko szybko powracającej fali papizmu i mającym wprowadzić w życiu codziennym zreformowanych zborów zasady moralnej czystości i prostoty, w przeciwieństwie do pychy i zepsucia Kościoła rzymskiego. WB17 146.4
Z Genewy wysłano pisma i nauczycieli, by szerzyć nauki reformatorów. W kierunku tego miasta spoglądali prześladowani wszystkich krajów, oczekując stamtąd pocieszeń, rad i otuchy. Genewa stała się miejscem schronienia dla prześladowanych reformatorów całej zachodniej Europy. Uciekając przed straszliwymi burzami szalejącymi przez długie stulecia, zbiegowie stawali przed bramami Genewy. Wygłodzonych, skrwawionych, pozbawionych ojczyzny i rodziny, przyjmowano ciepło i serdecznie się nimi opiekowano. Znajdując tu dom, byli oni dla miasta, które ich przyjęło, błogosławieństwem przez swą pobożność, wiedzę i dzielność. Wielu, którzy znaleźli schronienie, wracało do własnych krajów, by przeciwstawić się tyranii Rzymu. Jan Knox, dzielny reformator szkocki, angielscy purytanie, protestanci z Holandii i Hiszpanii, a także hugenoci z Francji, wynosili z Genewy pochodnię prawdy, by za jej pomocą rozpraszać ciemności we własnych krajach. WB17 146.5