Chociaż angielscy reformatorzy odrzucili nauki Kościoła rzymskokatolickiego, zachowali jednak wiele jego form kultu religijnego. Mimo że odrzucili autorytet papieża, to jednak ich nabożeństwa nadal zawierały wiele rzymskich obrzędów i zwyczajów kościelnych. Twierdzono, że nie są to ważne sprawy. Choć Pismo Święte o nich nie mówi i z tego powodu są nieistotne, to jednak nie zostały zabronione, ponieważ nie są w swej istocie czymś złym. Zachowanie tych obrzędów miało służyć zmniejszeniu przepaści, jaka dzieliła zreformowany Kościół od Rzymu. Podkreślano także, że ułatwią one wyznawcom Rzymu przyjęcie wiary protestanckiej. WB17 177.1
Dla konserwatystów i ugodowców argumenty te wydawały się przekonywające, ale była druga grupa, która sądziła inaczej. Fakt, że obrzędy te „dążyły do przerzucenia mostu nad przepaścią dzielącą Rzym od reformacji” (Martyn, t. V, s. 22), był w jej pojęciu dostatecznym powodem do tego, by ich nie zachowywać. Widzieli w nich oznakę niewoli, z której zostali wyzwoleni i do której nie chcieli wracać. Argumentowali, że wszelkie przepisy dotyczące składania czci Bogu zostały określone w Jego Słowie i żadnemu człowiekowi nie wolno ich zmieniać. Wielkie odstępstwo rozpoczęło się właśnie od prób uzupełnienia autorytetu Boga autorytetem Kościoła. Rzym zaczął od nakazywania tego, czego Bóg nie zabronił, a skończył na zabranianiu tego, co Bóg wyraźnie nakazał. WB17 177.2
Wielu szczerze pragnęło powrócić do czystości i prostoty, jaka cechowała pierwotny Kościół. Traktowali oni wiele obrzędów wprowadzonych do Kościoła anglikańskiego jako pomnik bałwochwalstwa i nie mogli z czystym sumieniem brać udziału w jego nabożeństwach. Jednak Kościół, wspierany przez władze świeckie, nie pozwalał na żadne odchylenia od przyjętych norm. Uczęszczanie na nabożeństwa było wymagane przez prawo, zaś nielegalne zgromadzenia religijne były zabronione pod karą banicji, więzienia i śmierci. WB17 177.3
Na początku XVII wieku nowy król Anglii, tuż po wstąpieniu na tron, postanowił zmusić purytanów, „aby dostosowali się do innych lub (...) wygnać ich z kraju, albo zgotować im jeszcze coś gorszego” (George Bancroft, History of the United States of America, cz. I, 12,6). Prześladowani i więzieni purytanie nie mieli nadziei na lepsze jutro i przekonali się, że dla takich, którzy chcą służyć Bogu zgodnie z własnym sumieniem, „Anglia przestała być krajem, w którym mogliby na stałe mieszkać” (J. G. Palfrey, History of New England, 3, 34). Wielu postanowiło uciec do Holandii, lecz i tam napotkali na liczne trudności, niektórzy zginęli, a inni znaleźli się w więzieniu. Ich plany zostały pokrzyżowane, wielu wydano w ręce wrogów. Jednak ich upór w końcu zwyciężył i znaleźli schronienie u gościnnych wybrzeży republiki holenderskiej. WB17 177.4
Uciekając zostawiali domy, majątki i środki utrzymania. Byli obcymi w nieznanym dla nich kraju, wśród ludzi o innym języku i obyczajach. Aby zarobić na chleb musieli podjąć się nowych, nieznanych im zawodów. Mężczyźni w średnim wieku, którzy całe swe dotychczasowe życie spędzili na roli, zmuszeni teraz zostali do uczenia się rzemiosła, ale z radością przyjmowali każde warunki i nie marnowali czasu próżnując lub żaląc się. Choć często przygniatała ich nędza, chwalili jednak Boga za Jego błogosławieństwa, którymi ich obdarzył i znajdowali ukojenie w niezmąconej duchowej wspólnocie. Wiedzieli, że są pielgrzymami i niewiele wagi przywiązywali do doczesnych dóbr, podnosili oczy ku niebu, ku swojej umiłowanej ojczyźnie, i w ten sposób uspokajali swe serce” (Bancroft, cz. 1, 2.15). WB17 177.5
Na wygnaniu, pośród wielu trudności, ich miłość i wiara stawała się mocniejsza. Ufali w Boże obietnice, a Pan nie opuszczał ich w potrzebie. Jego aniołowie stali przy nich, by wspierać i dodawać im odwagi, a gdy Boża dłoń wskazała na leżącą po drugiej stronie oceanu ziemię, na której mogli znaleźć nową ojczyznę i pozostawić swym dzieciom cenne dziedzictwo wolności religijnej, poszli bez wahania drogą opatrzności. WB17 178.1
Bóg dopuścił doświadczenia na swój lud, aby przygotować go do spełnienia swoich łaskawych zamiarów wobec niego. Kościół został poniżony, aby mógł być wywyższony. Bóg chciał objawić swą ochraniającą Kościół moc, by dać światu nowy dowód opieki nad tymi, którzy Mu ufają. Tak pokierował wydarzeniami, aby gniew szatana i ataki złych ludzi przyczyniły się do ukazania Jego chwały i doprowadzenia Jego ludu do bezpiecznego miejsca. Prześladowanie i wygnanie torowały drogę wolności. WB17 178.2
Gdy purytanie zostali zmuszeni do odłączenia się od Kościoła anglikańskiego, zawarli między sobą uroczyste przymierze, że jako wolny lud Pana będą wspólnie kroczyć po wszystkich Jego drogach, które są znane lub które mają poznać w przyszłości” (J. Brown, The Pilgrim Fathers, s. 74). Był to prawdziwy duch reformy, istotna zasada protestantyzmu. Z takimi postanowieniami pielgrzymi opuścili HoIandię, by szukać ojczyzny w Nowym Świecie. John Robinson, kaznodzieja, który przewodniczył tej grupie, a któremu Opatrzność Boża nie pozwoliła towarzyszyć w wyprawie, zwrócił się w swej pożegnalnej mowie do wygnańców tymi słowy. WB17 178.3
„Bracia, za chwilę rozstaniemy się i tylko Bóg wie, czy was jeszcze kiedyś zobaczę. Ale czy Pan tego chce czy nie, wzywam was przed Bogiem i Jego aniołami, byście naśladowali mnie tylko w tym, w czym ja naśladowałem Chrystusa. Jeśli Bóg wam przez inne swe narzędzie coś objawi, przyjmijcie to tak chętnie, jak za czasów, kiedy przyjęliście prawdę, którą wam głosiłem. Jestem bowiem przekonany, że Pan sprawi, iż więcej prawdy i więcej światła wytryśnie z Jego świętego Słowa” (Martyn, t. V, s. 70). WB17 178.4
„Jeśli chodzi o mnie, to nie mogę odżałować zastoju, jaki panuje obecnie w zreformowanych Kościołach, które nie chcą pójść dalej niż ich twórcy. Luteranie nie chcą wyjść poza to, co wiedział Luter (...) a kalwini, jak widzicie, uparcie tkwią tam, gdzie pozostawił ich ów wielki mąż Boży, który nie rozumiał jeszcze wszystkich rzeczy. Jest to stan godny pożałowania, bo choć swego czasu byli oni jak płonące i rozjaśniające ciemności pochodnie, to jednak nie poznali wszystkich Bożych rad. Gdyby dzisiaj żyli, byliby tak samo gotowi przyjąć dalsze światło, jak to, które otrzymali na początku” (D. Neal, History of the Puritans, t. I, s. 269). WB17 178.5
„Pamiętajcie o waszym ślubowaniu zbiorowym, w którym zobowiązaliście się zawsze kroczyć drogami Pana, jakie poznaliście lub które dopiero poznacie. Pamiętajcie o waszej obietnicy i o przymierzu z Bogiem oraz między wami, że przyjmiecie każde światło i każdą prawdę, którą otrzymacie z Jego pisanego Słowa. Błagam was jednak, byście uważali na to, co przyjmujecie za prawdę, porównajcie to i zbadajcie w świetle innych tekstów Pisma Świętego, zanim cokolwiek z tego przyjmiecie, ponieważ niemożliwe jest, aby świat chrześcijański od razu wyszedł z gęstej antychrześcijańskiej ciemności i od razu osiągnął całkowite i jasne zrozumienie” (Martyn, t. V, s. 70-71). WB17 178.6
Pragnienie wolności sumienia pozwalało pielgrzymom odważnie wychodzić naprzeciw wszelkim trudnościom, jakie napotykali podczas swej podróży przez morze, znosić trudy i niebezpieczeństwa i z Bożym błogosławieństwem założyć na wybrzeżu Ameryki podstawy nowego, potężnego narodu. Chociaż pielgrzymi byli szczerzy i bogobojni, nie potrafili jednak pojąć zasady religijnej tolerancji. Nie chcieli innym przyznać wolności religijnej, dla zdobycia której tak wiele poświęcili. „Nawet wybitni myśliciele i moraliści XVII wieku nie mieli właściwego pojęcia o tej wspaniałej, wypływającej z Nowego Testamentu zasadzie, która uznaje Boga za jedynego sędziego ludzkiej wiary” (Martyn, t. V, s. 297). Nauka twierdząca, że Bóg dał Kościołowi prawo panowania nad sumieniami i określania oraz karania he-rezji, jest jednym z głęboko zakorzenionych błędów papiestwa. Choć reformatorzy odrzucili katolickie doktryny, nie byli jednak całkowicie wolni od ducha nietolerancji. Gęsty mrok, w którym pod panowaniem papiestwa chrześcijaństwo było pogrążone przez setki lat, nie został jeszcze całkowicie rozproszony. Jeden z kaznodziejów pracujących w kolonii Massachusetts powiedział: „To właśnie tolerancja uczyniła świat antychrześcijańskim, a Kościół nigdy nie ucierpiał, karząc heretyków” (tamże, t. V, s. 335). Koloniści postanowili, że w zarządzie miejskim głos mogą mieć tylko członkowie Kościoła. Stworzono pewien rodzaj Kościoła państwowego, a każdy musiał łożyć na utrzymanie duchowieństwa, natomiast władze upoważniono do tłumienia wszelkich przejawów odstępstwa od przyjętych postanowień. W ten sposób władza świecka znalazła się w rękach Kościoła. Nic więc dziwnego, że kroki te doprowadziły wkrótce do nieuniknionego rezultatu — prześladowań. WB17 178.7
Jedenaście lat po założeniu pierwszej kolonii do Ameryki przybył Roger Williams. Podobnie jak pierwsi pielgrzymi przypłynął po to, by cieszyć się upragnioną wolnością religijną, ale w odróżnieniu od nich rozumiał — co tak mało ludzi pojmowało w tych czasach — że wolność ta jest nienaruszalnym prawem wszystkich, bez względu na ich wyznanie. Był gorliwym poszukiwaczem prawdy i wierzył, tak jak Robinson, że ludzie nie otrzymali jeszcze całkowitego światła wypływającego ze Słowa Bożego. Williams „był pierwszym człowiekiem we współczesnym chrześcijaństwie, który władzę świecką oparł na zasadzie wolności sumienia i równości poglądów wobec prawa” (Brancroft, cz. I, 15-16). Oświadczył on, że obowiązkiem władzy jest karanie przestępców, a nie panowanie nad sumieniem. „Naród albo władza — powiedział — mogą rozstrzygać, co człowiek winien jest drugiemu człowiekowi, ale jeśli spróbują dyktować człowiekowi jego obowiązki wobec Boga, czynią nie swoją rzecz i nie można na nich polegać. Bowiem oczywiste jest, że gdyby władze miały w tym względzie moc, nakazywałyby dziś jedno, a jutro inne wyznanie, jak to czynili w Anglii różni władcy, a w Kościele rzymskim papieże i sobory. Wiara stałaby się wtedy niezrozumiałą gmatwaniną” (Martyn, t. V, s. 340). WB17 180.1
Uczestniczenie w nabożeństwie Kościoła państwowego było nakazane pod karą grzywny i więzienia. „Williams skrytykował to prawo, twierdząc, że najgorszą ustawą w kodeksie prawnym Anglii jest ta, która zmusza do uczestnictwa w nabożeństwach Kościoła państwowego. Zmuszanie ludzi do brania udziału w obrządkach innego wyznania było dla niego pogwałceniem naturalnych praw człowieka. Ściąganie siłą do Kościoła niewierzących lub niechętnych równa się żądaniu obłudy. (...) Nikt nie może być zmuszany do modlenia się i czczenia Boga w sposób niezgodny z własnymi przekonaniami. »Jak to? — wołali jego przeciwnicy, zdumieni zasadami Williamsa — Czyż robotnik nie jest godzien swojej zapłaty?« »Tak — odrzekł Williams — ale od tych, którzy go najmują«”(Bancroft, cz. I, 15, 2). WB17 180.2
Roger Williams cieszył się szacunkiem i miłością jako wierny kaznodzieja oraz człowiek o wyjątkowych uzdolnieniach, nieugiętej prawości i niekłamanej życzliwości. Pomimo tego nie chciano tolerować jego stanowczego odmawiania władzom świeckim prawa do decydowania w sprawach Kościoła i jego żądania wolności religijnej dla wszystkich. Wprowadzenie tych nowych zasad w czyn — twierdzono — „zmieni całą podstawę rządów w kraju” (tamże, cz. I, 15.10). Williams został skazany na wygnanie z kolonii i aby uniknąć więzienia musiał pomimo mrozu i burz śnieżnych szukać schronienia w dzikich lasach. WB17 181.1
„Czternaście tygodni — pisał — tułałem się podczas najcięższej pory roku nie wiedząc, co to chleb i łóżko. Ale „kruki mnie karmiły na pustyni”, a wydrążony pień drzewa często dawał mi schronienie” (Martyn, t. V, s. 349-350). Tak przemierzał w śniegu bezludne lasy, aż dotarł do pewnej osady Indian i zdobył ich zaufanie i miłość dzięki głoszeniu prawd ewangelii. WB17 181.2
Twórcy konstytucji rozumieli wieczną zasadę, że stosunek człowieka do jego Boga stoi ponad ludzkim prawodawstwem, a wolność sumienia jest nienaruszalnym prawem jednostki. WB17 181.3
Po wielu miesiącach wędrówek znalazł się u wybrzeży Narragansett Bay i tam założył zręby pierwszego, nowoczesnego państwa, które w pełni uznawało wolność religijną. Podstawową zasadą kolonii Rogera Williamsa była reguła, że „każdy ma prawo czcić Boga według własnego sumienia” (tamże, t. V, s. 354). Założony przez niego mały stan Rhode Island stał się miejscem ucieczki dla wszystkich prześladowanych. Rósł i kwitł, aż jego fundamentalne zasady — obywatelska i religijna wolność — stały się kamieniem węgielnym Republiki Amerykańskiej. WB17 181.4
W Deklaracji Niepodległości ojcowie Stanów Zjednoczonych Ameryki stwierdzili: „Uważamy następujące prawdy za oczywiste — wszyscy ludzie stworzeni są równymi, Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście”. Konstytucja natomiast wyraźnie gwarantuje nienaruszalność sumienia: „Nigdy nie będzie się wymagać w Stanach Zjednoczonych określonej wiary przy obejmowaniu jakiegokolwiek publicznego stanowiska”. „Kongres nie wyda żadnego prawa, dotyczącego wprowadzenia jakiejkolwiek religii lub zakazującego jej swobodnego praktykowania”. WB17 181.5
Twórcy konstytucji rozumieli wieczną zasadę, że stosunek człowieka do jego Boga stoi ponad ludzkim prawodawstwem, a wolność sumienia jest nienaruszalnym prawem jednostki. Nie trzeba było dowodzić słuszności tej prawdy, aby ją wprowadzić, jesteśmy przekonani o tym w naszym sercu. To właśnie przekonanie pozwoliło tylu męczennikom sprzeciwić się ludzkim prawom pomimo tortur i płomieni. Czuli oni, że ich obowiązek wobec Boga stoi wyżej niż ludzkie rozporządzenia i że ludzie nie mogą rządzić ich sumieniami. Jest to przyrodzone prawo, którego nikt nie zdoła usunąć” (Congressional Documents, USA, ser. 200, nr 271). WB17 182.1
Kiedy wieść o istnieniu kraju, gdzie każdy spożywa owoce swojej pracy i może postępować zgodnie z własnym sumieniem, dotarła do krajów europejskich, tysiące ludzi zaczęło przybywać do Ameryki. Szybko powstawały nowe kolonie. „Stan Massachusetts wydał specjalne prawo, zapewniające wolny wstęp i pomoc na koszt publiczny chrześcijanom wszystkich narodowości, którzy mogli dostać się do Ameryki, uciekając przed wojnami, klęskami i prześladowaniami. W ten sposób zbiegowie i uciskani stawali się prawowitymi obywatelami kolonii” (Martyn, t. V, s. 417). W ciągu dwudziestu lat od chwili pierwszego dotarcia do Plymouth tysiące pielgrzymów osiedliły się w Nowej Anglii. WB17 182.2
„Byli zadowoleni, że osiągnęli cel, do którego dążyli, choć musieli prowadzić wstrzemięźliwe i pracowite życie, by zapracować na skromne utrzymanie. Od ziemi nie żądali niczego więcej oprócz właściwych plonów włożonej pracy. Żadne wspaniałe wizje nie zaciemniały ich życiowej ścieżki. (...) Zadowalali się powolnym, lecz stałym rozwojem swej wspólnoty. Z cierpliwością znosili niedostatki, zraszając drzewo wolności łzami i potem, aż zapuściło ono głębokie korzenie”. WB17 182.3
Biblię uważali za podstawę wiary oraz źródło wolności i mądrości. Jej zasad pilnie uczono w domu, w szkole i w kościele, a owoce tego objawiały się w dobrobycie, wykształceniu, moralnej czystości i wstrzemięźliwości. Można było przez długie lata mieszkać w purytańskich osiedlach i „nie zobaczyć żadnego pijaka, nigdy nie usłyszeć przekleństwa i nie spotkać żebraka” (Bancroft, cz. I, 19.25). Był to dowód, że zasady Pisma Świętego są najlepszym środkiem zapewnienia dobrobytu narodowi. Słabe i odosobnione kolonie utworzyły po jakimś czasie silną konfederację stanów, a świat ze zdumieniem dowiadywał się o pokoju i rozwoju „Kościoła bez papieża i państwa bez króla”. WB17 182.4
Biblię uważali za podsta-wę wiary oraz źródło wolności i mądrości. Jej zasad pilnie uczono w domu, w szkole i w kościele, a owoce tego objawiały się w do-brobycie, wykształceniu, moralnej czystości i wstrzemięźliwości.
Jednak do wybrzeży Ameryki przybywali także ludzie, którzy kierowali się motywami odmiennymi od pobudek pierwszych pielgrzymów. Choć prosta wiara i czyste życie były kształcącą i sięgającą daleko siłą, jej wpływ stawał się coraz słabszy w miarę jak rosła liczba tych, którzy szukali jedynie ziemskich korzyści. WB17 182.5
Przepisy pierwszych kolonistów, mówiące, że prawo do głosowania i obejmowania urzędów państwo-wych posiadają tylko wyznawcy Kościoła, przyniosły zgubne skutki. Zaakceptowano tę zasadę, aby zacho-wać czystość państwa, ale spowodowała ona zepsucie Kościoła. Ponieważ odpowiednie wyznanie było warunkiem uzyskania prawa głosowania i dopuszczania do publicznych urzędów, wielu zostawało człon-kami Kościoła jedynie ze względów materialnych, nie doznawszy odrodzenia serca. Doszło w końcu do tego, że Kościoły składały się w większej części z ludzi nienawróconych, nawet wśród duchownych byli tacy, którzy nie tylko propagowali błędne nauki, lecz także nic nie wiedzieli o odradzającej mocy Ducha Świętego. I znowu objawiały się fatalne skutki — które tak często widoczne były w historii Kościoła od czasów Konstantyna aż po dzień dzisiejszy — budowania Kościoła przy pomocy państwa i żądania od władz świeckich, by wspierały ewangelię Tego, który powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18,36). Wiązanie Kościoła z państwem, choćby w najmniejszym stopniu, nie powoduje — jak by się to wydawało — zbliżenia świata do Kościoła, lecz Kościoła do świata. WB17 182.6
Protestanckie Kościoły Ameryki i Europy, tak łaskawie obdarzone błogosławieństwami reformacji, nie poszły ścieżką dalszych reform.
Zasada, tak wspaniale głoszona przez Robinsona i Williamsa, że prawda jest w nieustannym rozwoju, że chrześcijanie powinni chętnie przyjąć każde światło skierowane do nich ze Słowa Bożego, została zapomniana przez potomków tych reformatorów. Protestanckie Kościoły Ameryki i Europy, tak łaskawie obdarzone błogosławieństwami reformacji, nie poszły ścieżką dalszych reform. Choć od czasu do czasu występowali wierni ludzie, by głosić nowe prawdy i ujawniać zakorzenione błędy, to jednak większość — tak jak Żydzi za czasów Chrystusa i katolicy za czasów Lutra — zadowalała się tym, że wierzyła tak, jak wierzyli ich ojcowie i żyła tak, jak oni żyli. Religia ponownie zniżyła się do poziomu formalizmu, pielęgnując nadal błędy i zabobony, które by odrzucono, gdyby Kościół dalej kroczył ścieżką światła Słowa Bożego. W ten sposób duch zaszczepiony przez reformatorów powoli wygasał, aż Kościoły protestanckie wymagały takiej reformy jak Kościół rzymskokatolicki za czasów Lutra. Panowało w nich takie samo zamiłowanie do rzeczy doczesnych i takie samo otępienie duchowe. Poglądy ludzi i ich teorie ceniono wyżej niż nauki Słowa Bożego. WB17 183.1
Szerokiemu rozpowszechnieniu Biblii na początku XIX wieku i światłu, jakie w ten sposób rozjaśniło świat, nie towarzyszył odpowiedni postęp w znajomości objawionych w Biblii prawd i doświadczeniach re-ligijnych. Szatan nie mógł już — jak w poprzednich wiekach — ukryć przed ludźmi Słowa Bożego, gdyż było ono dostępne dla wszystkich. By więc osiągnąć swój cel, skłonił wielu do lekceważenia Biblii. Ludzie zaniechali badania Pisma Świętego, przyjmując jego fałszywe interpretacje i głosząc nauki nie znajdujące uzasadnienia w Biblii. WB17 183.2
Szatan widząc, że jego wysiłki zmierzające do stłumienia prawdy przez ucisk i prześladowanie spełzły na niczym, uciekł się do podobnego kompromisu, który spowodował, że w pierwotnym Kościele doszło do odstępstwa i powstał Kościół rzymski. Skłonił chrześcijan do łączenia się już nie z poganami, lecz z tymi, którzy przez swe umiłowanie rzeczy doczesnych okazali się takimi samymi bałwochwalcami, jak i ci, którzy w dawnych czasach czcili swoje rzeźbione bożki. Skutki takiego połączenia były nie mniej zgubne, niż w po-przednich stuleciach. Pycha i rozrzutność kryły się pod płaszczykiem religii, Kościoły chrześcijańskie ulegały zepsuciu. Szatan w dalszym ciągu dążył do wypaczenia biblijnych nauk, a tradycja, która zrujnowała miliony ludzi, ponownie zapuściła swe korzenie. Kościół bronił i podtrzymywał dawne tradycje, zamiast walczyć o wiarę „raz świętym podaną” (Jud 3). Odrzucono zasady, dla których reformatorzy tyle zdziałali i wycierpieli. WB17 183.3